dlugo notka po dlugiej nieobecnosci
Pamietam czasy kiedy nie wyborazalem sobie dnia bez napisania notki na blogu, teraz tak patrze na ten miesiac i widze ledwie pare notek. zadko tu bywam ostatnio... a tak wiele sie dzieje w moim zyciu.
najpierw wyjazd do katowic w polowie miesiaca na parlament studentow... mam nadzieje ze moja watroba i stopy wybacza mi ten wyjazd. spanie po 2-3 godziny dziennie i ta niesamowita, studencka atmosfera, ludzie ktorzy nie byli w stanie stac o wlasnych silach ale byli w stanie dyskutowac o naprawde duzych sprawach i to bynajmniej nie na zasadzie pijacko-zulerskiego belkotu. po tym wyjezdzie zaczalem znowu wierzyc ze w moim pokoleniu jest wielka sila i jesli nie zostaniemy zniszczeni przez zycie i system to nie damy upasc temu krajowi.
a pozniej wyjazd do Pragi. wkoncu. tyle lat chcialem zobaczyc to miasto. jak mawia moj ojciec: "marzenia trzeba spelniac" i ja spelnilem swoje marzenie. Jedno jest pewne, nie zapomne tego wyjazdu do konca zycia, tak jak nigdy nie zapomne tego wzgorza na ktorym spedzilem czesc ostatniej praskiej nocy, siedzac samotnie na zimnej trawie. Mowi sie ze Praga to miasto magiczne, stolica alchemikow. I tam wlasnie przez ta krotka godzine poczulem ta magie, ducha miasta o ktorym jego mieszkancy zapomnieli juz dawno zaganiani codziennoscia a turysci nigdy nie odnajda bo sami go zadeptuja w owczym pedzie miedzy kolejnymi atrakcjami, nieslyszac nawet wlasnych mysli dzieki wszedobylskim i potwornie glosnym wlochom. ja czulem, ze go odkrywam, wlasnie tam, wlasnie wtedy, patrzac na spowite ciemnoscia Hradczany i na katedre sw. Wita, ktora w nocy wyglada jeszcze mroczniej niz w dzien.
zreszta ten miesiac to nie tylko bylo odkrywanie nowych miejsc i poznawanie nowych ludzi. znowu nauczylem sie czegos o sobie... niestety znowu czegos co nie do konca mnie cieszy. ja chyba juz nie potrafie powiedziec slowa nie uwazajac na to co mowie i nie majac w tym zadnego celu. kazdy wyraz, kazde zdanie, kazda rozmowa do czegos prowadzi, wszystko ma swoj cel i okreslone jest na przyniesienie konkretnego efektu. nawet jesli moi rozmowcy nie zdaja sobie z tego sprawy i dla nich to jest tylko zlepek niepowiazanych ze soba mysli, to jednak pozniej przekonuja sie ze w moim slowniku nie ma juz niestety slowa przypadek.
i nauczylem sie jeszcze jednej bardzo waznej rzeczy, zasady, ktora brzmi: "nigdy nie zadawaj pytania jesli nie jestes przygotowany na uslyszenie ktorejkolwiek z mozliwych odpowiedzi", ale na szczescie tego nie nauczylem sie na swoim wlasnym przykladzie.... chociaz czy ja wiem czy na szczescie?
gdy mysle o swoim zyciu, o tym jak wyglada i jak nim kieruje to w glowie natychmiast pojawia mi sie pewne skojarzenie. otoz mam wrazenie ze moje zycie w ostatnim czasie jest jak droga z jakuszyc do szklarskiej poreby przed prawie trzema laty. bylem wtedy mlody i glupi, pedzilismy z moim przyjacielem ta droga w samochodzie moich rodzicow a na kazdym zakrecie czulem ze stala ona. Niemalze ją widzialem, czulem jak na mnie patrzy swoim zlowrogim wzrokiem. Czekala na najmniejszy blad a na imie miala Smierc. ale nic nam sie nie stalo. czulem jej obecnosc a jednak ryzykowalem. teraz moje zycie przypomina mi tamte zakrety na drodze do szklarskiej... bo samo znajduje sie ciagle na takim ostrym zakrecie. moze znowu uda mi sie nie wypasc z drogi.
Tylko jak mam sobie wszystko poukladac skoro zycie pedzi coraz szybciej i szybciej. Juz nawet zal mi marnowac czasu na sen, ale dzisiaj juz musialem, poprostu moj organizm sie wylaczyl, nawet nie pytajac mnie specjalnie o zdanie. ale nie dziwie mu sie, bo chyba naprawde narzucilem mu za duze tempo, za duzo stresu, za duzo wodki, za duzo zametu, za duzo pytan a za malo odpowiedzi.
Dodaj komentarz