jest dzien
Tak, tak... jest dzien, a ja pisze bloga. Nocami jakos nie mam na to czasu, wiec moze uda mi sie teraz wyobrazic, ze slonce juz zaszlo a na niebie kroluje ksiezyc.
Duzo ostatnio sie w moim zyciu dzieje. Nie zawsze duzo dobrego, ale ogolny bilans jest chyba niezly. Przede wszystkim.... znow zaczalem spelniac swoje marzenia. A przeciez o to w zyciu chodzi. Trzeba gonic za marzeniami, choc nie wszystkie mozna dogonic to juz sam bieg za nimi jest sieganiem po szczescie.... jak to napisal duzo ladniej ode mnie P. Coelho: "żadne serce nie cierpiało nigdy gdy sięgało po swoje marzenia, bo każda chwila poszukiwań jest chwilą spotkania z Bogiem i Wiecznością". Wiec gonie za swoimi marzeniami. Ciagle stawiam sobie nowe cele i staram sie do nich dazyc. Nie zawsze sie udaje. Nie zawsze stracza sil. Nie zawsze starcza mi samego siebie i odwagi, ale jak to napisal Henryk Elzenberg "Nie gardź sobą, że bitwę przegrałeś. Trzeba pewnej siły, by się zapędzić tam, gdzie się bitwy przegrywa".
Jako, ze dawno mnie tu nie bylo to robimy maly przeglad ostatnich dni:
Sobota:
- Bardzo zla noc i bardzo zle mysli o samym sobie, ale wszystko zostalo uratowane milym popoludniem i pyszna lasagna. Uuuu.... do tej pory pamietam jak sie najadlem :) Po raz kolejny w swoim zyciu czulem sie jak.... garfield :) Ale niestety nie wszystko bylo tego popoludnia dobre. Lezy teraz na biurku przede mna maly breloczek z pewnego dalkiego kraju... mala rzecz, ktora byla wielkim symbolem radosci i pieknych uczuc, a pozniej stala sie symbolem bolu i niespelnionych marzen. Teraz jest u mnie. Moze jeszcze kiedys wroci do swojej prawowitej wlascielki choc napewno juz nie niosac ta sama symbolike, ktora mial kiedys. Tamto juz nigdy nie powroci. I to nie jest kwestia tylko jednej osoby, ktora sie zmienila. Ja tez sie zmienilem. Bardzo, zapewne duzo bardziej niz wiekszosc, ktore mnie znaja sie spodziewa. Ciagle sie zmieniam. Chce byc innym czlowiekiem niz bylem i choc nie zawsze mi sie to udaje, jest to cel, do ktorego daze. Choc wciaz robie wiele rzeczy, ktorych pozniej sie wstydze, ktorych robic nie powinienem i przez ktore moje zycie zamiast wychodzic na prosta komplikuje sie coraz bardziej.
I jeszcze to jedno zdanie... wypowiedziane pewnie mimochodem, zapewne juz zapomniane... ale w mojej pamieci wyrylo sie bardzo mocno.
Dopisek: I do jasnej cholery czemu wszyscy pytaja mnie ciagle o jedna osobe? Chyba bede musial postawic jakas tame w moim swiecie. Po jednej stronie beda sobie zyli Ci wszyscy ludzie, ktorzy byli w nim wczesniej, a po drugiej stronie bedzie sobie ona i... nie bede mieszal tych dwoch swiatow, a jedyna osoba, ktora bedzie miala przepustke do poruszania sie po calym moim swiecie bedzie Barti. /chociaz niestety byloby to niezgodne z jednym z moich marzen/
Niedziela:
WIELKIE SPELNIONE MARZENIE!!!
I to co, ze trzeba bylo wstac w srodku nocy. I to co, ze mam spalona twarz i skora schodzi mi z niej platami, bo zasnalem na "ślunskiej" ziemii w pelnym sloncu. I to co, ze naglosnienie bylo takie, jakby go w ogole nie bylo. TO WSZYSTKO NIEWAZNE. Bylem tam! To jest najwazniejsze. Mystic festival, 29 maja 2005 rok..... nigdy nie sadzilem, ze jeszcze kiedys bede sie cieszyl jadac na "ślunsk" :)
Wesola ekipa w radosym busie. I to nic, ze wszyscy mysleli, ze Kizia to moja dziewczyna. I to nic, ze wszyscy mysleli, ze jedziemy tam dla koncertu Iron Maiden :)
Warto bylo rzucic wszystko i popedzic za marzeniami. Warto bylo za te marzenia zaplacic kupe forsy. Warto bylo, bo po wielu latach czekania NIGHTWISH w koncu zawital do Polski. I stalismy na wprost sceny patrzac jak Tarja, Emppu, Thoumas, Jukka i Marco.... daja czadu! :) "Good evening Poland"..... tak dlugo czekalem zeby uslyszec te slowa.... ale udalo sie.... to marzenie zostalo spelnione.
A sam koncert? Jakie mam po nim uczucia? Powiem szczerze.......... niedosyt. Wszyscy byli zachwyceni..... a ja znow czulem niedosyt. I nawet nie chodzi o to, ze trwal tylko 68 minut. W zasadzie nawet nie wiem czemu tak czuje. Moze troche brakowalo mi tego nastroju skandynawskich koncertow Nightwisha, ktore widzialem na dvd..... zapewne to przez pore, bo takie zespoly nie moga grac w dzien, gdy swieci slonce.... to zabija ich przekaz i magie.
A wiec czy zaluje? O, nie! nie zaluje i nie zalowalem ani przez moment. Mimo wszystko to bylo jedno z najlepszych 68 minut mojego zycia. Po koncercie napisalem do osoby, ktora napewno zrozumiala te slowa: "jestem w muzycznym raju". I rzeczywiscie bylem. To bylo cos niesamowitego. Cos wrecz nierealnego. Cos o czym jeszcze pare miesiecy temu moglem tylko pomarzyc. I nagle.... bylem tam... skakalem w rytm Kinslayera i wrzeszczalem na cale gardlo gdy Tarja spiewala Wishmastera i Wish I had an angel.
- czuje, ze jestes szczesliwy.
- jestem. spelnilem swoje marzenie.
Dopisek: Wielkie pozdrowienia dla slaskiej policji: DZIE-KU-JEMY, DZIE-KU-JEMY :) Gdyby nie sympatyczni panowie w duuuzych niebieskich autach, ktorymi trzy dekady temu rozpedzali demonstracje naszych rodzicow, a przy pomocy ktorych teraz polewali woda smazacy sie na sloncu tlum nie wiem jakbysmy przetrwali tam na stadionie :)
Poniedzialek:
Tak jak podejrzewalem.... po swietnej niedzieli i prawie nieprzespanej nocy koszmarny poranek na uczelni.... ale i tak nie tak zly jakby mogl byc. I jeszcze ten koszmarny bol karku.... efekt koncertowego szalenstwa... ale na szczescie po skroconym wykladzie wrocilem do domu i udalem sie do lozka... zeby zaczac ten dzien od nowa. Kladlem sie spac w upalny dzien, zupelnie jakbym mieszkal we Wloszech, a obudzilem sie w srodku "monsunowego" kataklizmu. Kark bolal nadal, ale nie moglem pozwolic zeby cokolwiek zepsulo mi ten wieczor! I nie zepsulo. To byl kolejny piekny wieczor i tylko bolalo mnie gdy musialem przejechac przez zniszczony nawalnica Wroclaw mijajac slalomem stare drzewa powalone na sleznej. A bol karku.... jakby za dotknieciem magicznej rozdzki nagle zniknal :)
I tylko wroclawska policja sie nie popisala, a zwlaszcza jeden taki cham z drogowki.
Tak wiec ChWDP dla śląskiego wydzialu prewencji, czyli Chwała Wam Dobrzy Panowie (naprawde mam na mysli wlasnie to rozwiniecie tego jakze znanego skrotu), a wroclawska drogowka.... jak byli psami pilnujacymi kraweznikow tak psami na zawsze pozostana i... delikatnie mowiac.... male szanse zeby kiedykolwiek kilkaset osob choralnie dziekowalo im za ich prace.
Wtorek:
nie pamietam..... autentycznie nie pamietam co robilem we wtorek.... no dobra.... to nie jest smieszne..... jasna cholera.... gdzie ja bylem? :(
Sroda:
Sądny dzien, ale na szczescie udalo mi sie go przezyc i to nawet w niezlym stylu. Powiedzmy, ze zwiekszyly sie moje szanse na skonczenie studiow w terminie.... a to duzy postep, bo w srode rano pewna znajoma bardzo mocno uswiadomila mi, ze moje zarty zartami, ale ja juz naprawde mam duze szanse zeby zostac przeniesionym na wrzesien. Nie powiem.... mocno mnie tym przerazila, ale chyba wlasnie tego potrzebowalem.
I na koniec tej okrutnie dlugiej notki, ktora zapewne przeczytaja do konca tylko dwie osoby....... w niedziele spelnilem jedno ze swoich wielkich marzen.... a wiec teraz musze sobie znalezc nowe marzenia, za ktorymi moglbym gonic.... nie potrzebowalem wiele czasu, zeby je okreslic:
Marzenie nr 1: ....... nie powiem......... narazie ;)
Marzenie nr2: ..... byc 5-tego sierpnia w Dreznie ..... na koncercie Nightwisha...... zeby juz nie bylo niedosytu :)
Marzenie nr3: ..... zeby wszyscy ludzie, ktorzy byli i sa mi tak bliscy, ktorzy stworzyli i tworza moj swiat mogli usiasc przy jednym stole i spedzic wspolnie wieczor bez zlosci, zawisci i zazdrosci...... ja, Barti, E., Elvis, I. i Kizia (kolejnosc jak najbardziej alfabetyczna)...... narazie jest to niemozliwe :( Moze kiedys stanie sie realne... ale zeby tak moglo byc jedna z tych osob musialaby zmienic swoje podejscie.... bedzie musiala.... jesli chce zebym uwierzyl, ze umie sie zmieniac i jesli naprawde chce pozostac w tym swiecie.
Na tym chyba zakoncze.... docencie to, bo moglem napisac jeszcze 20 stron :D
P.S. Tez moglabys cos napisac u siebie na blogu, bo juz sie miesiac zmienil i tak troche tam pusto u Ciebie :)
Dodaj komentarz