pogodzenie z losem?
Powoli chyba godze sie z ta mysla. Z mysla, ktorej tak dlugo nie moglem, albo nie chcialem sobie nawet wyobrazac. Z mysla ze bede musial sobie ulozyc zycie od nowa. Juz bez Kizii, jedynie ze wspomnieniem tych cudownych czasow, w ktorych powrot chyba przestalem juz wierzyc... bo jak dlugo mozna zyc sama nadzieja? I to chyba juz tak jest u mnie, ze gdy jest zle to jest wola walki i nadzieja, ale gdy jest dlugo dobrze to wkoncu spada cios, ktory powala i po ktorym juz nie mam sily sie podniesc. ja juz poprostu nie mam sily. coraz powazniej mysle o tym zeby po zrobieniu licencjatu na magisterke sprobowac sie przeniesc do krakowa. jutro zobaczymy czy Kizia jeszcze wierzy i ma nadzieje. Jesli i ona stracila wiare to juz napewno bedzie koniec. I tylko tak dziwnie spoglada sie na telefon.... a tam pusty ekran i zadnych zyczen slodkich snow. Ale myslalem ze duzo bardziej mnie to zaboli, chociaz moze jeszcze nie dociera do mnie wpelni swiadomosc tego co sie ostatnio wydarzylo i co sie teraz dzieje. narazie czuje tylko pustke.
Dodaj komentarz