wakacje?
Rok akademicki zaczal sie na dobre... weekend wsrod ksiazek.... przynajmniej dla sporej czesci moich znajomych.... a cichy? A cichy oczywiscie jak zawsze olewka i pod prad.... bo po co sie zbytnio przejmowac otaczajacym swiatem?
No wiec wlasnie z tej okazji zabieram moja pania do krakowa... w ktorym nigdy nie byla.... niech pozna miasto, ktore mialo nas rozdzielic na dwa dlugie lata.... ale na szczescie nas nie rozdzieli. Zapowiada sie cudowny weekend z cudowna osoba w cudownym miescie.... a jako maly bonusik... moze napije sie najlepszego irlandzkiego piwa z kumplem, ktorego nie widzialem ponad rok.... czegoz chciec wiecej :)
A tak w ogole to w nawiazaniu do poprzednich notek.... juz mi zdecydowanie lepiej.... Znowu tesknie za nia, gdy jest dalej niz na wyciagniecie reki.... wiem... moze to dosc glupi miernik uczuc.... ale jedyny jaki posiadam... jesli przestaje tesknic za kobieta czuje, ze cos jest nie tak i zaczyna sie mala panika.... teraz tego nie ma. Zauwazylem natomiast cos innego.... im mocniej utwierdzam sie w przekonaniu, ze chce spedzic z nia reszte zycia.... tym mocniej przeszkadzaja mi pewne 'szczegoly', ktore nas roznia..... czyli w sumie male deja vu.... coz.... doroslem.... zmienilem sie.... zmadrzalem.... ale pewne rzeczy pozostaly takie same jak kiedys...... Wiem, wiem.... ona nigdy nie bedzie dokladnie taka sama jak ja.... nie ma dwojga calkowicie identycznych ludzi.... zycie to sztuka kompromisow.... ale wydaje mi sie, ze i tak z wiekiem nauczylem sie isc na wieksze kompromisy niz kiedys.
Zastanawia mnie tylko... jedna rzecz.... w zasadzie ciagle i bez przerwy ta sama...... czym jest milosc.... i skad bede wiedzial, ze to ona..... Dziwne to troszke.... zwazywszy, ze teoretycznie i hipotetycznie juz dwa razy w swoim zyciu bylem zakochany.... tylko, ze teraz wszystko jest zupelnie inaczej. W niedziele minie 8 miesiecy od pierwszego maila.... czuje, ze ta poczatkowa fascynacja zwana 'zauroczeniem' juz w zasadzie minela..... co jest dosc normalne bo naukowcy wyliczyli, ze mija ona srednio po pol roku znajomosci.... tylko, ze zdaniem naukowcow.... jesli po tym czasie zwiazek sie nie rozpadnie to znaczy, ze jest to milosc......... Nie przekonuje mnie ta pseudo-naukowa argumentacja.... zwlaszcza, ze znamy sie 8 miesiecy, ale para jestesmy od jakis +/-3 miesiecy.... wiec nie wiem od ktorego momentu liczyc, zwlaszcza, ze ja zaangazowalem sie w ta znajomosc duzo wczesniej...... w kazdym razie boje sie tego jak to bedzie.... Jest mi z nia dobrze.... wlasciwie to... cudownie.... jestem szczesliwy.... ale nie potrafilbym powiedziec teraz "kocham Cie"....... mam nadzieje, ze kiedys jeszcze bede umial.... ze jakos poczuje ten moment.
Ide spac.... teoretycznie spie juz od godziny, ale ciiiiiiiii...... mialem ochote popisac troche na blogu i poczytac pare rzeczy wiec troszke sie zasiedzialem :)
Piosenka na dzis: Tracy Chapman - "Remember The Tinman" ..... tak bez powodu.... po prostu dlatego, ze ostatnio na nowo odkrylem ta artystke i z jeszcze wieksza moca urzekla mnie magia swojego glosu i przekazem tekstow. Polecam, zreszta nie tylko ta piosenke.
Dobrej nocy i milego weekendu.... jesli w ogole ktos tu jeszcze zaglada :)
a czym jest miłość...hmmm... na to pytanie chyba nie ma odpowiedzi, każdy ma własną definicję miłości, cyzli jest tyle rodzajów imiłości ile głów na ziemi... ;-)))
pozdrawiam
Dodaj komentarz