wczorajsza notka
Dziwna pora na pisanie notki. Przewaznie robie to pozna noca, ale krajobraz za oknem powoli pograza sie juz w mroku, a w domu poza mna i spiacym obok mnie psem nie ma nikogo. Z glosnikow saczy sie delikatnie jakis chill out, ktorym zarazil mnie Barti, a ja spokojnie moge wrocic myslami do dnia wczorajszego.
Byla noc z wtorku na srode, gdy z wroclawskiego nieba wkoncu zaczal spadac snieg. Snieg, na ktory juz tracilem nadzieje tej zimy, ale jednak matka natura wkoncu zlitowala sie nad moim pieknym miastem i przyozdobila je bialym puchem. Wtedy jeszcze nie wiedzialem czy nie powtorzy sie historia ostatnich dni i padajacy w nocy snieg nie zamieni sie jedynie w mokre wspomnienie nastepnego popoludnia, gdy sie obudze, wiec postanowilem zerwac sie o nieludzkiej jak na ferie porze, czyli o 10.00 i ruszyc z aparatem przed siebie zeby zima nie zniknela i pozostala chocby jako zapis kilku ulotnych chwil zlapanych w paru swiatla promieniach, zachowanych w pamieci kliszy.
No wiec wstalem z niejasnym poczuciem tego ze chce sie udac na poludnie od Wroclawia. W zasadzie nie wiem czemu. Zupelny przypadek zdecydowal, a moze raczej podswiadomosc. Podswiadomosc, ktora sprawila ze dwoje ludzi pomyslalo tego samego dnia o tym samym, ale u jednego z nich na mysleniu sie skonczylo a drugie poprostu zrobilo o czym pomyslalo. I tak oto otworzylem sobie moja ulubiona mape, spojrzalem na poludnie i stwierdzilem ze celem wyprawy beda Komorowice i Galowice. Nawet nie wiem jakim cudem nie skojarzylem ze juz tam bylem. Chyba przez zmeczenie. Zreszta do Komorowic w ogole nie dotarlem...... tez nie wiem jakim cudem. A Galowice? Przypomnialem sobie, ze tam bylem po jakims kwadransie jazdy czyli..... po przejechaniu cos okolo dwoch kilometrow..... kocham wroclawskie korki :> Ale skoro juz sobie zaplnowalem to plan postanowilem wypelnic i.... oczywiscie znow pomylilem droge. Pamietam gdy pierwszy raz tam pojechalem, tez zabladzilismy i zamiast do Galowic dojechalismy do Zorawiny, ktora na pierwszy rzut oka w ogole sie nie zmienila. I tu nastepuje pierwsze zdjecie, czyli kosciol w Zorawinie (17.02.2005):
No to tyle jesli chodzi o Zorawine. Kilka zdjec, pare wspomnien, es do znajomej z dawnych lat bo moze akurat jest w pracy i uda jej sie zerwac na chwile, spojrzenie na mape i ... no tak, trzeba bylo skrecic w prawo dwa skrzyzowania wczesniej. No to ruszamy do Galowic. Tym razem juz bez trudu trafiam na miejsce. Jakas kobieta biega za mala dziewczynka na dziedzincu. A wiec wprowadzili sie juz, chociaz konca remontu nie widac. W zasadzie po roku palac wyglada jeszcze gorzej. Chwila wspomnien, usmiech na mysl o tym ze moze lepiej nie wysiadac z auta bo juz jeden dekielek w tym miejscu stracilem i ruszamy dalej droga, ktorej wydawalo sie kiedys ze byla pokryta asfaltem, a dzis jedyna nawierzchnia jest biala masa. Muzyka plynie z jednego sprawnego glosnika w moim aucie, a ja ruszam ta sama droga w kierunku na Wegry i dalej na Borow. Juz nie pamietam w ktorych miejscowosciach stawalem po drodze, pewnie przypomne sobie jak zobacze wywolany slajd, bo nie zawsze chce mi sie wyciagac ta cyfrowa malpke pozyczana od ojca. No wiec ruszylem z Galowic, muzyke poplynela i... tak, wiem, nie powinienem sam jezdzic samochodem bo wtedy wlacza mi sie opcja "schumacher", a szczegolnie na sniegu. no i juz pierwsze skrzyzowanie prawie skonczylem w rowie. bylem pewny ze kiedys to stawianie auta bokiem mnie zgubi a tymczasem wlasnie to mnie uratowalo. hamulec reczny, auto na bok i dobre dwa metry jeszcze mialem do rowu... po kilkunastometrowym poslizgu. no to jedziemy dalej, juz troche wolniej i z przyspieszonym oddechem :) przejechanie 5 kilometrow zajelo mi z dobre pol godziny jak nie wiecej, bo co chwile sie zatrzymywalem. zaleta samotnych plenerow. nie trzeba sie z nikim liczyc ani nikogo pytac o zdanie poprostu co pare metrow stawialem auto w zaspie, awaryjne a ja gdzies z przydroznego rowu robie zdjecia osniezonym polom :) Ooo... przypomnialo mi sie jak wygladal palac w Wegrach :) Tyle kabli elektrycznych wokol niego bylo ze nie bardzo jak bylo zrobic zdjecie. Ale dzieciaki maja fajna szkole. Moje pierwsza podstawowka to byla ciasna przybudowka przy bloku, a liceum miescilo sie w budynku dawnego hitlerowskiego obozu pracy, a tu dzieciaki ucza sie w palacyku a wlasciwie dworze z XVIII wieku. Fajnie. No to jedziemy dalej. Znow na poludnie osniezonymi drogami. Znajoma ktorej wyslalem esa w Zorawinie chyba wlasnie znalazla komorke i usilnie probuje sie do mnie dodzwonic. Nie odbieram, gubiony co chwile zasieg nie pozwala. Jutro bede cierpial z tego powodu (chociaz wtedy jeszcze tego nie wiedzialem). Droga z Borowa do Strzelina wyglada calkiem niezle. Zatrzyumuj sie na chwile na srodku pustkowia zeby zrobic pare zdjec, wysiadam z auta... pomylka, droga wcale nie wyglada niezle. Cudem lapie rownowage na lodzie. Wniosek: mam lepsze opony niz buty. Dwa zdjecia i jedziemy dalej. 4 km na poludnie od Borowa, wjezdzam do Mańczyc. Wies/miasteczko jakich wiele, ale moja mapa atrakcji Dolnego Slaska twierdzi, ze znajduje sie tu jakis palac, albo jego ruiny, albo... w zasadzie ciezko powiedziec co bo to tylko maly znaczek na mapie, ale intuicja mnie tym razem nie zawodzi. Warto bylo jechac. Juz z drogi dostrzegam stojacy w zabytkowym parku palac. Na pierwszy rzut oka wyglada na zrujnowany i opuszczony, podjezdzam blizej. Niedobrze. Wokol duzo miejscowych podejrzanie patrzacych na auto z wroclawskimi blachami krecace sie kolo ich domow. Zostawiam samochod. Jeszcze gorzej. Ruine otacza nowy, zielony plot. Kto stawia nowy plot wokol nieremontowanej ruiny? Sekunde, cofam pytanie: kto stawia wokol nieremontowanej ruiny plot z brama... otaczajacy tylko jedna strone. Wystarczy przejsc pare metrow i... plotu nie ma. Ale kultura musi byc, bo miejscowi patrza wiec ide w strone bramy, moze a nuz jest otwarta i wtedy nie bedzie to nielegalne wtargniecie. Naciskam klamke... otwarte... czuje sie jak w Norwegii, chociaz tym bardziej nie rozumiem po co ten plot okalajacy jedynie poludniowo-zachodnia czesc parku. Niewazne. Jestem juz w parku. Jak okiem siegnac na sniegu nie ma sladow butow. Nie ma tez sladu zadnych psow... jest dobrze. ups... mniej dobrze. wpada w snieg po kolana... dawno nikt tedy nie chodzil. Sprzet uratowany, ja wygrzebuje sie ze sniegu a moim oczom ukazuje sie taki oto widok:
Prawda ze piekny. Wyglada ze wojna go oszczedzila. Co najwyzej zostal spladrowany. Dramatem tych miejsc jest to, ze przetrwaly czasy wojennej zawieruchy, a nie udalo im sie przetrwac czasow polskiego braku szacunku dla historii. Dlatego wlasnie jezdze po takich wioskach, bo czesto nawet ich mieszkancy nie wiedza jakie skarby maja pod nosem, a niebawem zapewne wiekszosc z tych budowli zniknie z powierzchni ziemi. A wystarczy przekroczyc niemiecka granice zeby zobaczyc, podobne miejsca, ale wygladajace jak nowe, otoczone czcia i przyciagajace turystow. No tak, ale przeciez to Niemcy zbudowali wiec nie bedzie Polak dbal o to co Niemiec wybudowal, wiec trzeba spalic, zniszczyc i okradac. Ach, ta nasza staropolska tradycja :( Ide dalej. Od wschodniej strony palac wyglada jeszcze gorzej. Cos co kiedys chyba bylo oficyna juz w zasadzie sie zawalilo. W malym pomieszczeniu widze jaka lopate (czyzby ktos to jednak chcial remontowac?) i kilka puszek po piwie (chyba jednak juz po remoncie). Pojawiaja sie slady stop. Nie ma stresu. Wkoncu wszedlem legalnie. Najwyzej zrobi sie jakiemus rolnikowi wyklad z wolnosci konstytucyjnych. Nie ma takiej potrzeby. Nikt mnie nie zaczepia. Jakies obojetne spojrzenie czlowieka przedzierajacego sie przez snieg do swojej komorki (bynajmniej nie chodzi o telefon). Przechodze na poludniowa strone. Sa ruszotowania. Mam dziwne wrazenie ze te rusztowania sa niewiele mlodsze ode mnie. Obym sie mylil. Spod sniegu wystaje zielona folia, jest nadzieja, moze ktos jednak chce odnowic to miejsce. Wyciagam aparaty. Kilka zdjec, wygrzebuje sie ze sniegu i podchodze blizej. Zamykam oczy i widze to miejsce przed stu laty. Chcecie sie pobawiac ze mna? tak to wyglada teraz:
A sto lat temu? Nie znam historii tego miejsca, ale moge sobie wyobrazic. Napewno tetnil zyciem. Szyby w oknach chronily przed przeciagiem, w srodku z piecow buchalo cieplo. Pieknie utrzymana elewacja swiadczyla o zamoznosci domu. W cieple dni mieszkancy palacu chronili sie przed sloncem w parku lub siadywali wokol fontanny. Ten okrag ktory widzicie na dziedzincu to wlasnie fontanna. Fantastycznie musialo wygladac to miejsce w cieple majowe dni sto lat temu. Teraz zostalo tylko wspomnienie. Zastanawiam sie w ilu okolicznych domach stoja jeszcze "pamiatki", ktore kiedys swiadczyly o swietnosci tego miejsca, bo przeciez w kraju gdzie 90% mieszkancow to katolicy przykaznie "nie kradnij" traktowane jest bardzo niezobowiazujaco.
To juz prawie koniec mojej wycieczki. Pewnie i tak tylko jedna, gora dwie osoby doczytaly ta notke az do tego miejsca.
W drodze powrotnej do Wroclawia chcialem jeszcze odwiedzic palac w Tyncu nad Sleza ale kable elektryczne biegnacy tuz obok niego sprawily ze zamiast zahamowac dodalem gazu. Zostaly mi jeszcze 3 zdjecia do konca mojego pierwszego slajdu. Stwierdzilem ze musze je zrobic, bo nie wiadomo kiedy znow bede mial na tyle benzyny i ochoty zeby sie wybrac na plener. Dojechalem do drogi nr 8. Kiepsko. Droga do granicy. Raczej nie bedzie mozna zostawic auta na poboczu i porobic zdjec. Ruszam na polnoc do Wroclawia. Mapy juz schowane. Po kilku kilometrach moich oczom ukazuje sie tablica z napisem "Kobierzyce". A wiec az tak daleko odjechalem od Wroclawia. W sumie to dobrze. Po lewej stronie widze stacje benzynowa, ozywaja wspomnienia. Taaaa..... tam pierwszy i jedyny raz w zyciu wymiotowalem po wodce..... e tam, po wodce..... poprostu spirytus mi nie sluzyl :D ach, te bledy mlodosci :D Skrecam w prawo. Raz juz jechalem ta droga. A pozniej nastepnego dnia rano szedlem nia. Pamietam ze tak mi sie spodobala ze obiecalem sobie ze ktoregos dnia wroce tam z aparatem i zrobe zdjecia. Teraz jade ta droga i... nie widze nic co byloby warte sfotografowania. Chyba poprostu wtedy caly swiat byl dla mnie piekniejszy. Usmiecham sie do siebie. Droga wjezdza do wsi. Gdzie to bylo? spogladam w prawo..... tak, to ta drozka i ten budynek. Pamietam bardzo dobrze tamta noc :) Jade prosto. Droga zweza sie i zamienia raczej w cos na ksztalt snieznej sciezki. Zatrzymuje auto i ruszam w pole. Musze skonczyc ta klisze. Trzy zdjecia. Dziwne spojrzenia ludzi rzucane z mijajacych mnie samochodow, gdy wygrzebuje sie poraz kolejny ze sniegu. Dobrze ze zalozylem gorskie buty i narciarskie spodnie bo bym przemokl....... wroc..... przemoklbym bardziej. Klisza skonczona. Wracam na glowna droge. Spogladam jeszcze raz za siebie. Jeszcze jeden usmiech do wlasnych wspomnien. Tego wlasnie chcialem. Chcialem po latach zeby w mojej glowie zostaly te dobre chwile, zebym nie musial omijac znajomych miejsc szerokim lukiem, zebym sie ich nie bal. I tak jest. Zorawina, Galowice i ta wioska wschod od Kobierzyc ktorej nazwy chyba juz nigdy nie zapamietam. To byl fajny wyjazd. Warto bylo poswiecic ten dzien. A ze zdjecia kiepskie. No cos, "z pustego i Salomon nie naleje", skoro nie bylo dobrego swiatla to i zdjec dobrych nie bylo, ale bylo sporo fajnych wspomnien i kilka milych godzin spedzonych wkoncu w miejscu innym niz moj pokoj.
Tego potrzebowalem.
a tak w ogole to jak juz sie bawie cyfra ojca:
to jest moj drugi w zyciu karnet na wyciag..... swiadectwo tego ze umiem sie utrzymac na nartach :) alez bylem z siebie dumny..... musze jeszcze raz zorganizowac ekipe na wypad w gory, albo podlaczyc sie do kogos.... szkoda ze staje sie to coraz mnie realne.
A na koniec jak juz sobie zrobilem dzisiaj fotobloga to zapraszam wszystkich Wroclawian (i nie tylko) do teatru K2 na "Ballady mordercow" na podstawie piosenek Nicka Cave'a. Ja juz mam bilet wiec teraz moge Wam powiedziec o tym przedstawieniu :) A naprawde warto bo komercha dopadla to najlepsze wystawiane na deskach K2 przedstawienie i to juz ostatnia szansa zeby zobaczyc we Wroclawiu "ballady...". Spektakl opuszcza nasze miasto i udaje sie do 100licy i to akurat teraz gdy K2 bedzie mialo nowa scene i to w miejscu ktore daze sporym sentymentem :) Zapowiada sie niezla gratka nie tylko dla fanow Cave'a. Muzyka na zywo i niesamowita jak zawsze Kinga Preis. Kupiliscie juz bilety? bo moj wyglada tak:
Nie moge sie doczekac. Nie ma to jak odchamianie sie przy swietnej muzyce. polecam.
Nie znudzilem Wam sie jeszcze? A jak tam Wasze modemy? przelkna jeszcze jedno zdjecie? No to maly konkurs na koniec. Pytanie brzmi: ktory z przystojnych narciarzy przedstawionych na ponizszmy zdjeciu to cichy? Nagroda jest uscisk dloni lub buziak, ewenetualnie paczka kredek czarnobialych w 12 odcieniach szarosci :) Nagrody wyslemy poczta.
I w ten oto sposob koncze najdluzsza notke w moim blogowym zyciu. Gdy zaczynalem ja pisac na dworze bylo jeszcze jasno, a teraz... jest 20 :) Ale mialem dluzsza przerwe bo jednak w miedzyczasie rodzina wrocila do domu.
Pozdrawiam wszystkich ktorym chcialo sie czytac te bzdury bedace wytworem chorego umyslu samotnego 22-latka :)
Dodaj komentarz