zmiennosc
to byl bardzo roznorodny dzien. duzo radosci i milych chwil ale oczywiscie nie moglo sie obyc bez klotni i nieporozumien, bo przeciez to by bylo zbyt piekne i pewnie bym i tak nie uwierzyl ze wszystko moze byc ok. niby bylo tego dnia wszystko co lubie najbardziej, czyli sniadanie do lozka, czulosci, fotografia i na koniec spotkanie naszego tria (czyli ja, Kizia i Efa) a jednak teraz gdy juz wiem ze ten dzien za chwile sie dla mnie skonczy nie moge sie oprzec przemoznemu wrazeniu niedosytu. zabraklo mi dzisiaj czegos. jesli mialby to co okreslic jednym slowem to powiedzialbym ze zabraklo mi tej specyficznej atmosfery ktora tak lubie.
BTW: Efa oblala dzisiaj egzamin na prawko. i mimo ze teraz bardzo ciezko jest zdac za pierwszym razem a ona o tym wie to wyobrazam sobie jak musialo ja to zabolec i jak wielki byl to cios dla jej chorobliwej (i to niestety w zlym tego slowa znaczeniu) ambicji. a co gorsza, jako przyjaciel, nie potrafilem jej dzisiaj pocieszyc, a wrecz przeciwnie bylem bardziej wredny niz zwykle. choc tak wogole to coraz czesciej dochodze do wniosku ze ja z natury jestem wrednym cynikiem z bardzo bolesnym dla otoczenia poczuciem humoru.
chyba czas juz spac bo coraz gorzej mowie o sobie :)
Dodaj komentarz