[znow] chcialbym...
Chcialbym umiec byc naraz wszystkim tym czym jestem. Chcialbym umiec pokazywac swiatu siebie jako jedna calosc a nie zbior miliona elementow rozsypanych w ukladanke zwana dusza.
To co mi sie zawsze podobalo w tym serwisie a czego nie znalazlem nigdzie indziej, poza nlogiem w dawnych czasach to, to, ze komenatarze zostawiane przez innych blogowiczow nie wygladaja mniej wiecej tak: "cze. zajefajny blog. wpadnij do mnie. buzka", tylko niosa ze soba jakis przekaz, jakas, przewaznie konstruktywna opinie, ktora pozwala zobaczyc swoj swiat oczami innej osoby.
Co do komentarzy pod poprzednia notka to: oczywiscie zgadzam sie z tym ze ludzi nie mozna skutecznie porownywac czy mierzyc jakimikolwiek miarami, bo kazdy jest inny i uogolnienia czesto prowadza do zaburzen rzeczywistych obrazow. Jednak z drugiej strony gdyby nie umiejetnosc generalizowania zmueszeni bylibysmy moralnym obowiazkiem do poznania i poddania analizie kazdego kogo spotykamy zeby przekonac sie co soba reprezentuje. Ale wtedy pojawia sie pytanie czy starczyloby nam na to zycia i czy warto? Czasami trzeba pewne rzeczy uogolnic, bo ludzie choc zawsze rozni to jednak czesto bywaja podobni do siebie.
A co do opinii Puszka, ze poprzednia notka pokazalem, ze czuje sie "lepszy niz wszyscy inni". Zgadzam sie.... ale tez nie do konca. Czuje sie lepszy, ale napewno nie od wszystkich. Mysle, ze kazdy powinien poznac siebie i znac swoje miejsce i wartosc na gieldzie dusz. Ale to, ze ktos jest lepszy od kogos innego jeszcze wcale nie znaczy ze ma jakkolwiek wieksze prawa czy przywileje. Ma conajwyzej obowiazki i zobowiazania. Czuje sie lepszy dzieki swoim idealom, dzieki swojemu intelektowi, dzieki swojej wiedzy, ale czuje sie tez malutkim pylkiem wobec ludzi, ktorzy na gieldzie osobowosci przewyzszaja mnie swoja wiedza, intelektem i wiernoscia idealom. Potrafie byc zarowno zarozumialy, jak i skromny. Ci, ktorzy mnie nie znaja, widza przewaznie ta pierwsza ceche.... jesli sa cierpliwi, to ktoregos dnia odkrywaja ze to byly pozory. Jesli nie sa cierpliwi to.... nie obchodzi mnie ich opinia.
Siedze wlasnie w moim pokoju. Przede mna stoi ostatnia butelka czerwonego bacardi, ktore jeszcze nigdy nie smakowalo mi tak jak dzis. Czytam poraz setny list do osoby, ktora mnie nie zna i zastanawiam sie kim tak naprawde jestem i czy sam siebie znam. Zastanawiam sie czemu zawsze gdy probuje pokazac swoja dusze udaje mi sie odslonic tylko jeden jej fragment. Gdy chce pokazac jakis inny to musze ukryc to co pokazalem wczesniej i dopiero moge odslonic kolejna czesc swojego jestestwa. Czy az tak wiele jest we mnie sprzecznosci, ze nie moge ich ze soba pogodzic? Moze dlatego tak ciezko mnie poznac i tak niewielu osobom sie to udaje, bo kazdy zastanawia sie, ktora z masek zakladanych przeze mnie jest prawdziwa zapominajac o mozliwosci, ze prawdziwe sa wszystkie.
Od poniedzialku zaczynam prace, musze sie tez przylozyc do nauki bo znow mam zaleglosci, a w najblizszych trzech tygodniach czekaja mnie trzy powazne wyjazdy. Ten marzec bedzie naprawde "pracowity". Ale najgorsze jest to, ze w ogole nie dziala to na mnie jako stresor. Znow zaczynam przechodzic troche jakby obok tego co sie wokol mnie dzieje.
Podoba mi sie ten kurs, ktorego kolejna odslone dzis przeszedlem, bo chociaz z kazdym dniem coraz mocniej zdaje sobie sprawe z tego, ze nie do konca tak wyobrazalem sobie ten zawod i ze bardzo ciezko byloby mi podolac obowiazkom z niego wynikajacym, to tak naprawde jesli bede mocno chcial to moge wszystko, a jesli nawet nigdy nie wykorzystam wiedzy specjalistycznej ktora teraz nabywam to przynajmniej pozostanie mi to czego dowiaduje sie o sobie samym. Jedyne co mi sie w tym wszystkim nie podoba to fakt, ze zupelnie nie wiem kiedy uciekaja mi te soboty. Wstalem dzisiaj o 7.40, pojechalem na kurs. Wrocilem troche przed 17, zjadlem obiad i... poszedlem spac. Wstalem pare minut przed polnoca i tak oto minela mi sobota. A ze piatek minal mi w podobnym tempie to w zasadzie zamiast weekendow liczacych sobie trzy dni jak to bywalo dotychczas zostaja mi tylko niedziele, ktorych do tej pory w zasadzie nigdy do weekendu nie wliczalem bo bylo to juz raczej takie przygotowanie do poniedzialku. Ale za tydzien robie sobie porzadny "weekend" :) Za 7 dni o tej porze bede sie szykowal do wyjazdu. I nic mnie nie powstrzyma.
dobrej nocy.
Dodaj komentarz