dosyc
Mam dosyc: klamstw, slow rzucanych na wiatr, obietnic ktorych nigdy nawet nie mialas zamiaru dotrzymac, tego ze ciagle mowisz tylko o milosci i o tym ze ciagle o mnie myslisz a co chwile swoimi czynami pokazujesz mi cos zupelnie innego, rzucania grochem w mur albo ciaglego walenia w niego glowa, tego ze nie potrafimy sie dogadac, Twojej wybujalej samooceny, ktora nie ma pokrycia w rzeczywistosci, braku powagi a czasem tez zwyklej kultury czy inteligencji i tego ze cokolwiek powiem, nim jeszcze moje slowa nie przestana brzmiec w powietrzu juz wszyscy na okolo o nich wiedza bo nic nie moze byc nasza tajemnica, nic nie moze zostac miedzy nami, nawet jak mowisz ze sama chcesz zeby tak bylo to po 5 minutach i tak nie wytrzymujesz i nagle wszyscy wszystko o mnie i o nas wiedza a takze tego ze jak stoimy gdzies razem to ludzie biora nas za dwoch facetow. Ale przede wszystkim jestem zly na siebie. Przeciez od tak dawna interesuje sie psychologia, jak moglem nie zauwazyc tego. Jak moglem myslec ze ktos kto otacza sie takimi ludzmi, ktos, kto ma takich przyjaciol, bliskich i krewnych sam bedzie inny. Wierzylem ze moze stanie sie cud. Mialem nadzieje ze psychologia sie myli i ze bedziesz inna. Staralem sie nie dostrzegac tego wszystkiego co zle, tego wszystkiego co zawsze bylo miedzy nami, ale wszystko kiedys sie konczy, nawet najwieksza nadzieja ma kiedys swoj koniec.
Nie wiem jak dlugo to jeszcze potrwa, ale wiem ze ostatnio jest tego wszystkiego za wiele. Zamiast probowac na nowo rozpalic ten przygasajacy ogien kolejne problemy, nieporozumienia, klotnie i roznice tylko dogaszaja to co kiedys bylo wielkim plomieniem milosci. A moze uda sie to jeszcze uratowac?.... chcialbym moc chociaz w to wierzyc.