:)
Od godziny 10.30 naprawde dzien REWELACYJNY az do momentu przeczytania bloga Kizii, ale i tak nie stracilem bardzo dobrego nastroju. Szkoda ze nie mam juz sily zeby to wszystko opisac, wiec tylko w wielkim skrocie: odwolany wyklad z ekonomi, zamiast niego billard i piwko z przyjaciolmi, pozniej mikolajowe zakupy (lubie obdarowywac bliskich) tym milsze ze razem z Kizia (co bylo bardzo mila niespodzianka bo nie planowalismy na dzisiaj spotkania) a wieczrem kupilem doslownie za mniej niz pol ceny moj wymarzony... plecak fotograficzny. a jutro przylatuje tato, ktorego nie widzielismy od sierpnia. wlasciwie jedyny negatyw calego dnia (od 10.30) to to ze gdy montowalem ramke na moje zdjecia nie zauwazylem ze krawedz szybki jest naprawde ostra i mocno poszarpana i przecialem sobie reke, ale na szczescie troche nad zylami (bo mogloby sie skonczyc duzo gorzej), ale i tak wygladam jak po probie samobojczej. a zeby bylo smieszniej, to gdy juz po kilkunastu minutach zatamowalem krwawienie i wrocilem do skladania tej ramki..... szyba pekla i jutro musze szukac szklarza ktory zrobi mi druga, wiec moje poswiecenie w postaci pociecia sie nia poszlo na marne :)