pierwsze samotne cygaro
moze jednak samotnosc nie jest taka zla - pomyslala jakas czastka jego samego, gdy tak siedzial w ta piekna noc na balkonie palac swoje pierwsze w zyciu samotne cygaro. w tle pobrzmiewala delikatna muzyka, a on byl sam ze swoimi myslami, z buteleczka ulubionego rumu w reku i tanim cygarem w ustach. nic poza plynacymi powoli bo niebie chmurami nie mialo znaczenia. byl sam a jego jedynymi towarzyszami byly mysli. ale tak naprawde nie byl tam sam, bo dalej kryja sie w nim dwie osoby. jakas czastka jego pomyslala ze jednak samotnosc nie jest tak straszna jak sie jej obawial, ale gdzies z drugiego konca jego duszy uslyszal szept, ktory zalowal ze nie ma nikogo z kim moglby sie podzielic tym pieknym widokiem, ze nie ma nikogo kto powiedzialby: "zimno mi" oczekujac przytulenia. ale kto chcialby tam z nim siedziec? nikomu przy zdrowych zmyslach nie sprawia przyjemnosci siedzenie w mrozna, styczniowa noc na balkonie i podziwianie ksiezyca. caly czas czul ze jest inny i ze moze sie okazac ze nigdy nie znajdzie osoby choc troche do niego podobnej. gdyby potrafil sluchac glosu swojego rozsadku..... albo serca.... niewazne, gdyby potrafil posluchac ktoregos z tych glosow, bezgranicznie mu zawierzyc i pojsc za nim..... gdyby umial przestac sie wahac. ale nie umial i nie umie tego nadal.... mozliwe ze juz nigdy sie nie nauczy. ale tam na tym balkonie wszystko staje sie takie proste, w obliczu nocy, gdy caly swiat juz spi, wszystko jest takie latwe. moze dlatego lubi tam przesiadywac. moze dlatego tak lubi ksiezyc, ktory nad ranem zniknie, ale napewno pojawi sie nastepnego dnia. chyba tego najbardziej mu brakuje w zyciu. pewnosci. jakiegos punktu odniesienia, czegos co wiedzialby ponad wszelka watpliwosc, choc jednej malej rzeczy, dzieki ktorej przyszlosc nie bylaby juz tak strasznie tajemnicza i niepewna. ale ta rzecz nie istnieje. ksiezyc ma pewnosc ze nastepnego wieczora znow sie pojawi, slonce gdy zachodzi juz wie ze rankiem znow wzejdzie, a on? on niczego nie wie. a nawet gdy jest cos takiego to on w gruncie rzeczy nie chce znac prawdy bo zbyt sie jej boi. uczyl innych ze nadzieja jest wszystkim, ze do konca jest przy czlowieku. teraz juz wie ze nadzieja potrafi nie tylko budowac ale tez niszczyc, tak jak jego niszczyla tak dlugo. a gdy juz wypalil to cygaro i dopil rum, gdy juz wstawal zeby wyjsc, z glosnikow poplynela piosenka santany i roba thomasa - smoth. zawsze lubil wierzyc ze nie istnieja przypadki, ze wszystko ma jakis swoj glebszy sens i nic nie zdarza sie bez powodow. a ostatnio ilekroc wlaczy mtv cllasic zawsze trafia na ta piosenke, ktora nieuchronnie przywoluje wspomnienia z przed lat. gdyby zycie bylo tak proste jak slowa tej piosenki: "give me your heart, make it real or lets forget about it". gdyby tylko rzeczywiscie od tak mozna bylo zapomniec. ale nie mozna, dlatego zawsze bal sie mowic wprost to co mysli.
Wczoraj wieczorem, gdy jeszcze nie mial cygara, gdy nie mogl wyjsc wieczorem na balkon otworzyl ksiazke, swoj prezent urodzinowy. tak dawno nie czytal marqueza bo bal sie ze gdy go otworzy wypadna wszystkie listy od Kizii ktore zawsze w nim chowal. ale wczoraj cos go pchalo w strone tej ksiazki. otworzyl ja i.... tak jak przypuszczal nie zdolal przeczytac nawet kilku stron gdy zaczely wypadac listy. na poczatku chcial je szybko schowac, ale cos go powstrzymalo. zaczal czytac jeden z nich, pozniej drugi. wczesniej bal sie ze gdy to zrobi znow poczuje bol i lzy naplywajace do oczu. ale tak sie nie stalo. czytal i usmiechal sie do tych kartek. nie czul bolu ani zalu. poprostu sie usmiechal. przypominal sobie te wszystkie cudowne chwile ktore razem przezyli, to nie pozwalalo mu sie smucic. ciagle wydaje mu sie ze te listy napisala do niego osoba ktorej juz nie ma, ktora kiedys niepostrzezenie odeszla, a on kilka tygodni temu rozstal sie juz z kims zupelnie innym. moze dlatego nie czul bolu gdy tak czytal te slowa napisane ponad roku temu. tamtej osoby juz nie ma i nigdy nie wroci, ale zostaly wspomnienia ktorych nie chcialby nigdy zapomniec, nie ma juz milosci ale nie ma tez bolu. myslal ze dluzej bedzie czul zal, ale tak naprawde to uczucie umieralo w nim juz od bardzo dawna a ostatnie wydarzenia byly tylko epilogiem dla tego wszystkiego co zdarzylo sie wczesniej. kiedys nie wyobrazal sobie zycia bez niej, teraz nie wyobraza sobie powrotu, bo jak mozna powrocic do kogos kogo juz nie ma. jest kto inny, moze zostana przyjaciolmi, a moze ich drogi sie rozejda.... to dopiero pokaze czas. ten sam czas, ktory tak nieublaganie plynie odrywajac go od przeszlosci i pchajac w nieznana przyszlosc.