skazany na bluesa
Dziwne... przegladam moje zapiski i nie widze ani slowa o tym filmie... wiec moze dzisiaj cos o nim napisze... "skazany na bluesa"..... niezbyt czesto chodze do kina..... to jest pierwszy film w moim zyciu, na ktorym bylem dwa razy. Warto. Nawet jesli ktos nie jest fanem Dzemu. Za pierwszym razem gdy go ogladalem wydal mi sie nieco dluzszy i bardziej do mnie przemowil.... chyba to cos takiego jak z ksiazkami Remarque'a.... gdy czyta sie je drugi raz robi sie to juz z zupelnie inna swiadomoscia i wrazliwoscia niz za pierwszym razem. Tym razem film wydal mi sie bardzo krotki, ale... zdarzylem sie juz przyzwyczaic, ze przy osobie, do ktorej przytulalem sie przez te 95 minut czas plynie mi bardzo szybko... za szybko. A sam film? Jesli ktos nie wie o kim jest, to... i tak nic mu nie powie nazwisko Ridel... wiec moze inaczej.... jest to w prosty, ale jednoczesnie bardzo metaforyczny sposob przedstawiona biografia czlowieka, ktory chcial byc wolny.... ale nie potrafil tej wolnosci odnalezc.... szukal jej w miejscach, gdzie nie mogl jej znalezc, wiec uciekal jeszcze bardziej.... az do dnia, kiedy los upomnial sie o swoje... kiedy narkotyki, ktore mialy byc ucieczka z szarego slaska do prawdziwej wolnosci... odebraly mu zycie.... i juz na zawsze pozostal wolnym. Naprawde warto zobaczyc ten film, bo to naprawde poruszajaca historia ..... a poza tym.... nie przypominam sobie, zeby polska kinomatografia stworzyla kiedykolwiek film z lepsza muzyka.
A tak naprawde ta notka miala byc o czyms zupelnie innym.... miala byc o spokoju, ktory udalo mi sie odnalezc.... nie dzis... ale dzis to zauwazylem tak naprawde mocno.... Ci, ktorzy mnie znaja wiedza, ze jestem cholerykiem, ze moj nastroj potrafi zmienic sie w ulamku sekundy ze swietnego na fatalny pod wplywem rzeczy zupelnie blachej. Mam mala czerwona ryse na drzwiach samochodu..... kiedys pewnie bym sie wkurzyl..... kiedys napewno bym sie wkurzyl.... zapewne nawet na caly swiat..... a dzis.... przytulilem ja.... usmiechnalem sie i.... powiedzialem "nic sie nie stalo".... i naprawde tak wlasnie uwazalem.... bo to przeciez nic.... ten samochod i tak nie wyglada juz najlepiej.... ale nie o to chodzi.... chodzi o to... ze odnalazlem takie szczescie i spokoj, ze.... nic tego szczescia i spokoju nie potrafi mi odebrac.... cokolwiek by sie nie dzialo.... spotkalem osobe, ktora jednym usmiechem potrafi sprawic, ze nawet najgorszy dzien staje sie piekny... osobe, przy ktorej nie potrafie przestac sie usmiechac... osobe, ktora tak bardzo zmienila moj swiat i mnie samego.... choc chyba nie zdaje sobie z tego sprawy i mysli, ze od zawsze bylem taki jak teraz..... pewnie nawet nie uwierzy, gdy inni mieszkancy mojego swiata powiedza jej, ze mam nerwice :) I niech nie wierzy, bo juz nie mam.... przy niej odnalazlem spokoj, ktorego tak strasznie mi brakowalo.
btw: Jedyne czego sie boje to nazywac swoje uczucia.... ale nie tylko ja.... pamietam, ze nawet kiedys, gdy zastanawialismy sie jak potoczy sie nasza znajomosc mowilismy, ze "mam dwie drogi.... przyjazn.... albo ta druga".... Podoba mi sie jak powoli sie przelamujemy, jak zapominamy o zlych doswiadczeniach z przeszlosci..... pamietam dobrze pierwszego smsa, w ktorym padlo slowo "kochany".... pamietam pierwsze "kochanie"..... a ja zawsze drugi.... nigdy.... od samego poczatku tej znajomosci nie bylem tym, ktory pierwszy mowil o uczuciach.... balem sie tego..... kiedys nawet balem sie powiedziec, ze tesknie..... dzis pierwszy raz powiedzialem do niej "kochanie".... zastanawiam sie czy zauwazyla.... choc to akurat mniej wazne.... dla mnie liczy sie to, ze powoli dorastam do uczuc, ktore rok temu (z malym kawalkiem) zostaly we mnie zabite.... powoli znow dorastam do slow, ktore wtedy zamiast na odpowiedz trafily na martwa cisze.Chociaz tak naprawde "slowa sluza do ukrywania uczuc".... tak naprawde przeciez kazdy gestem, kazdym usmiechem, kazdym spojrzeniem, kazdym dotykiem wyrazamy nasze uczucia.... nie musza padac slowa.
Ide spac. W piatek o 12.30 mam egzamin..... pierwszy w zyciu egzamin, ktory sam nie wiem czy chce zdac.... ale przygotuje sie do niego..... zebym chociaz Wroclawiowi obciachu nie zrobil... wiec jutro dzien nauki.... przynajmniej taki jest plan :)
piosenka na dzis: Dzem - "Skazany na bluesa".
dopisek: od jakiego czasu piszac tego bloga... zastanawiam sie czy I. kiedys go przeczyta.... moze kiedys.... zobaczymy.... poki co chyba nie..... zreszta i tak wie o wszystkim, o czym tu pisze.... a czasami mam wrazenie, ze nad tym blogiem ciazy fatum.... kiedys pokazalem go Kizii.... nie jestesmy juz razem...... pozniej pokazalem go E..... nie ma jej juz w moim swiecie.
Dobrej nocy.