w ostatnim czasie chcialem podpalic wszystkie mosty ktore laczyly mnie z przeszloscia. zawsze mowilem ze nie jestem czlowiekiem, ktory pali za soba mosty, ostatnio uswiadomilem sobie ze oklamywalem w ten sposob samego siebie, ale zauwazylem to niestety juz gdy nie zostal mi prawie nikt. zreszta co z tego ze sobie to uswiadomilem.... i tak postanowilem ze spale wszystkie mosty, ze zaryzykuje cale moje dotychczasowe zycie zeby miec wszystko albo zeby wszystko zaczac od nowa. i gdy tak plonely wszystkie podpalone przeze mnie mosty laczace mnie z przeszloscia zauwazylem ze zostal jeszcze jeden maly most, ktorego wczesniej nie dostrzeglem w swoim sercu, chociaz laczyl mnie z ta najswiezsza przeszloscia i wtedy jeden jedyny raz przemknela mi mysl zeby wrocic tym mostem i cofnac czas, ale na szczescie kto inny podpalil ten most za mnie. teraz juz wiem co musze zrobic ze swoim zyciem, choc wczoraj zawahalem sie na moment, teraz juz wiem ze musze pojsc ta droga przez pustynie, ale bede szedl wolno, tym razem bede szedl bardzo wolno zeby niczego nie zgubic tak jak zgubilem juz raz bardzo dawno temu. teraz bede ostrozny, chociaz tak na dobra sprawe nic mi sie w zyciu nie udalo bo nawet te mosty, ktore sam podpalilem, ktore i tak od zawsze wiedzialem ze sa tylko stworzona w moim umysle iluzja nie splonely. splonal ten jeden niepodpalony przeze mnie, te ktore ja chcialem zburzyc stoja dalej, chwieja sie, ale stoja. chociaz teraz to chyba najdziwniejsza aluzja jaka stworzylem w swoim zyciu, bo co to za aluzja o ktorej wszyscy wiedza ze nie jest prawda a mimo to zgadzaja sie na jej egzystencje nie widzac innej drogi.
caly czas pisze ta notke w notatniku i zastanaiam sie gdzie ją wkleic. chyba jednak zrobie to tutaj. czuje mimo wszystko dziwny sentyment do tego bloga, mimo ze byl swiadkiem najgorszych chwil mojego zycia (poza jedna, ktorej nigdy na nim nie opisze), mimo ze teraz spisuje swoje zycie juz gdzie indziej bo tutaj nie moglem ze wzgledu na to ze zbyt wielu osobom podalem ten adres, mimo ze udalo mi sie odnalezc mojego pierwszego loga na ktorym jednak bylo zbyt wiele dobrych wspomnien i nadziei ktore juz prysly zebym mogl tam wrocic. jest cos takiego w tym miejscu ze nie moglem zrobic tego co Muszelka i poprostu odejsc stad, moze to ta zyczliwosc ktora spotkala mnie tu rok temu gdy zakladalem tego bloga i pozostala w mojej pamieci mimo ze wiekszosci z tamtych ludzi juz nie ma.
muzyka na dzisiaj: Bruce Dickinson - cala plyta The Chemical Wedding, z ktora mam tyle wspomnien i ktorej slucham na okraglo od czasu gdy w piatek po pol roku udalo mi sie ją odzyskac. teraz z moich glosnikow plynie juz tylko ta plyte i "Behind blue eyes" Limp Bizkit, choc od soboty nie skasowalem zadnej mp3 na moim dysku mimo ze tak sie zarzekalem, ze to zrobie. ale tak jak nie moglem spalic mostow, tak nie skasowalem mp3 i tak samo nie siegnalem dna choc w gruncie rzeczy chcialem tego bo od dna latwiej sie odbic i wyplynac na powierzchnie ale nie udalo mi sie wiec teraz musze trwac w moim zyciu, na ktore mam tylko jeden pomysl.... czekanie.