po rozmowie
Tego sie mozna bylo spodziewac. Poltora miesiaca czekania na telefon, wielkie nadzieje, piekne plany... a gdy doszlo do spotkania to okazalo sie, ze jestesmy w czarnej dupie. Nasi niedoszli "zbawiciele" okazali sie ludzmi bez ambicji, bez checi ekspansji, bez zrozumienia marketingu. A przede wszystkim okazalo sie, ze sa skapi i nie zaplaca nam kwot nawet zblizonych do tych, ktorych oczekujemy. Szkoda, bo mieli tez swoje zalety i to duze. W srode druga i ostatnia runda negocjacji. Ale my juz nie mamy z czego schodzic w kwestii naszych oczekiwan wiec w zasadzie nie wiem po co to spotkanie. Jak ktos mowi, ze kilka tysiecy miesiecznie to dla niego za duzo to nie zrozumie, ze jak zainwestuje teraz tych kilka tysiecy miesiecznie to za pare miesiecy bedzie mial dodatkowe... kilkaset tysiecy obrotu.
Coz... taki kraj. Za 20 lat w koncu przestaniemy slyszec: "jestescie zbyt innowacyjni", "macie za wysokie kwalifikacje", "rzadamy wynikow od razu", "dlaczego to musi kosztowac", albo moje ulubione z dzisiaj: "a moglibysmy narazie zrobic te projekty, ktore nie wymagaja pieniedzy?". :)
Mam nadzieje, ze znajde zadowalajaca prace szybciej niz za te 20 lat. :)
btw: ciesze sie, ze czcionka jest nieczytelna tylko dla mnie, bo nie mam ochoty bawic sie z szablonem. pozdrowienia dla wszystkich, ktorym chce sie to czytac... niezmiennie mnie zaskakujecie :)
To moze na koniec dwa zarty na poprawe nastroju (oczywiscie w klimacie pracy, bo choc jestem marketingowcem to te uczucia znam doskonale):
Do agencji reklamowej wpada facet z całym naręczem projektów, które rzuca na stół jednego z copywriterów.
Ten ze złośliwym uśmieszkiem powiada:
- I co, może to ma być na jutro?
Na co klient:
- Jakbym, k**wa, chciał na jutro, to bym przyszedł jutro! /dopisek: a najlepiej zeby jeszcze dalo sie to zrobic za darmo/
Swiezo upieczony adept sztuki ksiegowej odbywa rozmowe kwalifikacyjna z nieco nerwowym zalozycielem i wlascicielem, w jednej osobie, niewielkiego sklepu filatelistycznego.
Potrzebuje kogos z wyzszym wyksztalceniem, mowi wlasciciel, a glownie kogos kto bedzie sie za mnie martwil.
Przepraszam, ale nie rozumiem? - odpowiada mlody czlowiek.
Martwie sie o wiele rzeczy: o wysylke znaczkow do klientow, wystawianie walorow na aukcjach, odpowiedzi na listy -kontunuuje pracodawca - ale nie chce sie juz martwic o finansowa strone mojego sklepu. Pana praca bedzie polegala na zdjeciu z moich barkow wszystkich zmartwien zwiazanych z pieniedzmi.
Rozumiem - odpowiada ksiegowy - a ile otrzymam pensji?
Powiedzmy ze na poczatek otrzyma pan 60 tysiecy rocznie - mowi wlasciciel.
60 tysiecy zlotych!!! - wykrzykuje mlody czlowiek - w jaki sposob sklepik ze znaczkami jak ten stac na wyplacenie pensji tego rzedu?!
A to, prosze pana, - odpowiada wlasciciel - jest pana pierwsze zmartwienie.