notka codzienna #63
Sinusoida... kilka dni lepszych wiec musial przyjsc i ten gorszy.... Dobrze, ze chociaz w pracy ladnie dzis zarobilem... a i nowy pomysl na biznes powoli acz systematycznie kielkuje.
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
30 | 31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 |
06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12 |
13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 |
20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 |
27 | 28 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 |
Sinusoida... kilka dni lepszych wiec musial przyjsc i ten gorszy.... Dobrze, ze chociaz w pracy ladnie dzis zarobilem... a i nowy pomysl na biznes powoli acz systematycznie kielkuje.
To byl dziwny dzien, ale obiektywnie patrzac musze go uznac za udany. Mrowka mimo, ze panikowala, marudzila i ogolnie w zaden sposob nie wierzyla w siebie zdala podobno najtrudniejszy egzamin na swoich studiach i to na 4. Strasznie jestem z niej dumny... choc moglaby troche bardziej w siebie wierzyc... ale przynajmniej ja w nia wierze caly czas.
I przy okazji tytulem odpowiedzi na komentarze pod poprzednia notka:
M!LLA -> W zyciu nie mialem takiego stresu zakupowego.... Pierwszy raz sam kupowalem kobiecie bielizne.... ale spodobala sie.... Przynajmniej tak mowi :)) A teraz spi wtulona w poduszke, ktora pachnie.... mna.
btw: wiecie jak ciezko jest kupic w walentynki poduszke z napisem po polsku? makabra.... W pewnym momencie zaczalem sie zastanawiac jaki jest oficjalny jezyk w tym kraju i.... do tej pory nie odkrylem odpowiedzi, ale chyba jednak angielski.
alaska -> "nikt nie mysli o tych ze zlamanymi sercami".... a kto ma myslec? zreszta... tu nie ma co myslec.... trzeba sie wziac w garsc i zaczac dzialac, bo: "Szczęście nie jest ani dziełem przypadku, ani darem bogów. Szczęście to coś, co każdy z nas musi wypracować dla samego siebie" (Erich Fromm).
A jak juz mowa o tym, ze szczescie kazdy musi sobie sam wypracowac.... za dokladnie 15 minut minie rok od chwili, gdy nacisnalem "wyslij" i pomknal przez bezkres internetu pierwszy mail ode mnie do dziewczyny, ktorej wtedy jeszcze nie znalem, o ktorej tak niewiele wiedzialem, ktora byla tak odlegla.... a teraz jest caly moim swiatem. Pamietam jak dzis ta noc i tego maila.... A to juz rok.... cudowny rok :)
Ja wiem, ze to wszystko to tylko komercha, chora globalizacja i powszechna amerykanizacja.... czyli wszystko czego nie znosze... ale nie to bylo dzis wazne.... Wazne bylo tylko to, ze byl to cudowny dzien. Lepszy niz moglem sobie wymarzyc, piekniejszy niz moglem zaplanowac.
W ramach nauki asertywnosci, wychodzenia z inicjatywami i takimi tam..... Ja mialem sie niczym nie przejmowac i zdac na moja kobiete i to, co ona wymysli na ten dzien..... I.... z wrazenia szczeka mi opadla. Bylo cudownie. Wszyscy poszli do kin .... wiec my poszlismy do teatru na znakomite "Okno na parlament"... a pozniej romantyczna kolacja w greckim stylu.... a przed tym wszystkim.... w trakcie i... po.... to co najwazniejsze, czyli ogromnie duzo czulosci, ciepla, szczescia i milosci. Piekny byl ten dzien. Dlugo moglbym pisac... ale i tak nie oddalbym tego jak wspaniale sie czulem.
Jestem dumny z mojej kobiety, z tego jak przelamuje wlasne slabosci i jak sie stara.... Chcialbym miec tyle sily co ona, mimo, ze czasami gubi sie w prozaicznych sprawach..... Kocham ją i kazdemu zycze zeby znalazl takie szczescie jak ja.
Dobrej nocy wszystkim walentym i walentynkom :))
Kolejny bardzo dobry dzien.
Poczatek zapowiadal, ze bedzie ciezko, bo.... jak zwykle mialem problem ze zmobilizowaniem sie zeby wstac do pracy.
A pozniej bylo juz tylko lepiej. Kolejne pomysly na nowa prace. Dluga rozmowa z przyjaciele. Male odespanie porannego wstawani do pracy i pytanie mamy, ktory wpadla do domu o 15.15:
"byles w pracy i odsypiasz, czy spisz tak od wczoraj?"...... oj... niezbyt czesto ostatnio widuje rodzine :)
Po godzinnej drzemce pojechalem na walentynkowe zakupy.... trzymajcie kciuki, zeby prezent sie spodobal, bo nigdy wczesniej sam nie kupowal bielizny kobiecie :) ... alez mialem stres... Chyba nastepnym razem ogranicze sie do kwiatka, bo to nie na moje nerwy podejmowanie tak trudnych decyzji :)))
A wieczorem?
Fantastyczny obiad ugotowany przez I. Ryba w sosie chrzanowym.... rewelacja.... mimo, ze nie lubie smazonych ryb. Po obiedzie mielismy poleniuchowac i obejrzec kolejny film.... a skonczylo sie tak, ze wyladowalismy na drugim koncu miasta na dzikiej libacji alkoholowej w zupelnej melinie.... czyli na oblewaniu egzaminu w mieszkaniu studenckim :)) Bylo swietnie.... pelen spontan i doskonala zabawa.
To byl bardzo dobry dzien.
Wszystkiego najlepszego z okazji walentynek zycze wszystkim fanom komerchy, amerykanizacji i globalizacji..... a co tam... w tym roku tez dam sie troszke pochlonac temu trendowi :)
To byl swietny weekend.
I w zasadzie na tym moglbym skonczyc jego opis, bo i tak nie oddam slowami tego co jest we mnie... tych wszystkich dylematow, watpliwosci, a jednoczesnie.... pewnosci, szczescia i milosci.
Sobota:
- w koncu sie wyspalem :) .... a pozniej bylo jeszcze lepiej. cudowne popoludnie. sentymentalny spacer po jednym z naszych miejsc z poczatku troche mnie bolal, ale im dluzej szlismy tym czulem sie lepiej. Pozniej wspolnie sobie pobladzilismy po przedmiesciach Wroclawia.... choc to raczej wiocha zabita dechami.... az wyladowalismy na.... zakupach.... ech... maniacy.... Swiat stanal na glowie.... moja kobieta kupila mini spodniczke..... a ja .... brazowa koszule.... Pol roku temu ona twierdzila, ze nigdy nie wlozy zadnej spodnicy..... a ja nienawidzilem brazowego..... Ot prosze jak ludzie sie zmieniaja..... Chociaz przyznac musze, ze brazowego dalej nie lubie.... ale akurat ta koszula calkiem fajnie na mnie lezy :) Pozniej byl wieczor.... wspolny obiad.... a po nim.... pokoj pelen swiec a my przytuleni ogladalismy film..... Oczywiscie nie moglo to byc nic lekkiego, latwego i przyjemnego wiec.... "Mroczna Argentyna"..... znakomity film, choc bardzo wstrzasajacy.... ale niestety zycie jest wstrzasajace i to co sie dzialo swego czasu w Argentynie (i nie tylko tam .... i dalej sie dzieje) jest przerazajace. A pozniej byla noc....... wiecej nie powiem, bo.... lubie byc tajemniczy.... W kazdym razie.... uwielbiam te chwile gdy przebudzam sie nad ranem i widze jej zaspana twarz obok mojej.
Niedziela:
- obudzilem sie pierwszy..... o 10.... Ci, co mnie znaja pewnie przecieraja teraz oczy ze zdumienia :) Niestety omlety mojego autorstwa tym razem z niewiadomych przyczyn nie wyszly tak jak powinny.... ale i tak nie byly zle. Popoludnie spedzilismy na tym, ze Ona sie uczyla..... a ja oddawalem sie blogiemu lenistwu, jako, ze mam juz od dawna ferie.... W sumie nie dzialo sie nic.... ale dobrze mi bylo ze swiadomoscia, ze jest na wyciagniecie reki.... I mimo, ze bylem strasznie niewyspany nie pozwolilem, aby odbijalo sie to na moim nastroju..... w koncu mi sie udalo. Wieczorem wspolny wypad do Dominikanow i na zakonczenie dnia... kolejny film..... I oczywiscie znow w moich klimatach, czyli prawa czlowieka, empatia i tym podobne, a wiec "Aleja snajperow" (welcome to sarajevo). Bardzo dobry film, ktory juz kiedys widzialem.
A teraz klade sie spac. Jutro ide do roboty.... w zasadzie za mniej niz 7h juz w niej bede.
dobrej nocy.
btw: naprawde polecam te dwa wymienione w notce filmy, jesli ktos ich jeszcze nie widzial.